07-2007

Co to były za ogórki!

W maju jak co roku szaleństwo ogródkowe. Aby mieć świeże rzodkiewki, sałatę, ogórki i inne warzywa trzeba się nieźle napracować. Ale najpierw siew. W tym roku ponieważ chciałam mieć dużo ogórków kupiłam aż pięć torebek nasion. Zadowolona posiałam nasionka (niestety na grządce zmieściły mi się tylko cztery torebki) i okryłam agrowłókniną aby nie zmarzły. I czekałam.

Tak mijały tygodnie. Co jakiś czas zaglądałam pod spód włókniny w poszukiwaniu śladów naszych przyszłych ogórków, a tu nic. W końcu są! Dwie roślinki! Cóż z czterech torebek to trochę mało. Co się stało? Wydawało mi się, że zrobiłam wszystko co potrzeba, a tu taka niespodzianka.

Nie było na co czekać. Był już lipiec, więc szybko wysiałam tę ostatnią torebkę nasion. Wzeszły. To już coś. I wydały plon. Ale to były ogórki! Ogórki, ogórki, ogórki. Z tego jednego siewu mieliśmy ogórków na całe późne lato i zrobiliśmy masę przetworów, nie tylko my, ale jeszcze dwie rodziny.

Coś takiego może wymyślić tylko Bóg. To przecież od Niego zależy, co i kiedy urośnie. My musimy tylko siać i nie martwić się o wzrost.

To samo jest z głoszeniem prawdy o Nim. Nie mogę zrobić nic, żeby ludzie się nawrócili. Mogę tylko opowiadać, opowiadać, opowiadać, a wzrost może dać tylko On. I to jest dobre.


Monika