05.2020

Pomidory

Sąsiadka dała mi sadzonki pomidorów. Było ich dużo (ok. 30 szt) i bardzo ładne. Przygotowałem ziemię w foliaku i posadziłem je. Po kilku dniach był przymrozek i niestety wszystkie przemarzły. Przykro mi było, że zniknęła szansa na swoje pomidory w tym roku, to jeszcze wstyd mi było przed sąsiadką. Głupio mi było, że ona siała, pielęgnowała, a ja to zmarnowałem. Gryzłem się tym kilka dni mając nadzieję, że sadzonki „odbiją” ale niestety nie odbiły. Po niedługim czasie kopiąc ziemię w ogródku natrafiłem na „gniazdo” sadzonek pomidorów. Widocznie wraz z kompostem przyniosłem do ogrodu resztki pomidora, z którego wykiełkowały sadzonki. Było ich bardzo dużo i co ciekawe nie przemarzły! Wpadłem na wspaniały pomysł – posadzę je w foliaku i będę udawał, że to te od sąsiadki (nie mówcie jej o tym). Nie wiązałem z nimi większych nadziei, wiedziałem, że takie samosiejki przeważnie nie są dobrej jakości. Sadzonki rosły, pielęgnowałem je, podlewałem i oczy otwierałem. Nie dość, że wiele z nich (też ich było ok. 30) przerosło mnie, pomidory były z nich bardzo duże i ładne, to jeszcze nie chorowały do późnej jesieni. Sąsiadka nie pytała, a ja się nie chwaliłem, że to nie jej sadzonki tak owocują. Byłem zadowolony, że Bóg wynagrodził mi stratę i miałem pomidory oraz, że nie musiałem przyznawać się sąsiadce. Chwała Bogu, wszystko dobrze się skończyło.

Niestety to nie koniec. Kolejnej wiosny sąsiadka znowu dała mi sadzonki (chyba mnie lubi), a ja znowu je posadziłem i one znowu mi przemarzły. Co prawda nie wszystkie, na 20 zmarzło 5. Teraz nie poszło już tak gładko. Zaraz na drugi dzień spytała jak tam moje sadzonki, czy przetrwały przymrozek? Powiedziałem wymijająco, że przeżyły (nie wdając się w szczegóły, że nie wszystkie…). Ona jednak drążyła temat – bo mi kilka przemarzło… Znowu było mi głupio. Wiedziałem, że sąsiadka dba o swoje sadzonki bardziej niż ja – przykrywa je na noc włókniną i w foliaku zostawia zapalone świeczki (podobno pomaga). Chyba nie była zadowolona z mojej odpowiedzi bo po kilku godzinach spytała moją żonę, jak przeżyły nasze sadzonki? Żona była bardziej szczegółowa i oznajmiła, że kilka przemarzło ale większość przeżyła. Jej chyba też nie uwierzyła bo oznajmiła, że wieczorem przyjdzie zobaczyć. Przyszła, zobaczyła i stwierdziła, że mamy bardzo dużo szczęścia bo ona miała krzaczki przykryte, świeczki zapalone a i tak kilka jej przemarzło. (Dodatkowo w moim foliaku nie ma dwóch ścianek. Jest to po prostu taki tunel nie osłonięty z dwóch końców.) Chciałem powiedzieć, że głupi ma zawsze szczęście ale ugryzłem się w język. Wiedziałem, że to Bóg kolejny raz wyratował mnie z opresji.


Grzegorz